W Kanadzie, podobnie jak w Nowym Yorku, byłam ładnych sześć lat temu, ale z odmętów pamięci postaram się wydobyć kilka najfajniejszych miejsc do zobaczenia i wydarzeń do odwiedzenia.
- Festiwal Jazzowy w Montrealu
Odbywa się co roku i trwa dwa tygodnie. Na przełomie czerwca i lipca ulice Montrealu zapełniają muzycy i ich fani, tu i tam pojawiają się też akrobaci i stragany z produktami hand made. Oprócz płatnych koncertów, znajdą się też wydarzenia, na które nie jest potrzebny żaden bilet.
Jakbyście chcieli się wybrać, więcej informacji znajdziecie tutaj.
2. Mont Tremblant
Zimą ośrodek narciarski, latem miasteczko letniskowe, najfajniejszą atrakcją jak dla mnie była czarna jak diabli rzeka Diablo. Internet głosi, że można wybrać się tam na rafting (jak spróbujecie, dajcie znać jak było).
3. Quebec City
O ile w Montrealu, który zresztą też leży w prowincji Quebec, chyba wszyscy mówią po francusku i angielsku, o tyle w Quebec City na próżno pytać o drogę po angielsku. Ten, jak to się mówi międzynarodowy język, w szkołach traktowany jest jak przedmiot dodatkowy, w związku z tym w programie uczniowie mają tylko jedną- dwie godziny tygodniowo.
Tam też udało mi się trafić na festiwal teatrów ulicznych, dla fanów teatru po prostu super. Jakbyście wybierali się do Quebecu w najbliższym roku, nie przegapcie; program tutaj.
Fajnie też po prostu poleniuchować w porcie i pospacerować po starym mieście.
4. Jezioro Ontario widziane z CN Tower w Toronto
Do Toronto wpadliśmy przejazdem (fajnie się tak czasem polansować ;). A tak naprawdę, to jechaliśmy nad Niagarę i zatrzymaliśmy się w Toronto na chwilę, wjechaliśmy na wieżę telewizyjną, wypiliśmy sok, zrobiliśmy zdjęcia i ruszyliśmy dalej. Widok na jezioro fajowy.
5. Do zobaczenia Niagary nie trzeba chyba nikogo zachęcać, więc nie będę. Zwłaszcza, że tłok tam straszny.
6. Parlament w Ottawie
Budynek parlamentu można zwiedzać z przewodnikiem, trzeba się tylko wcześniej zapisać w pobliskim namiocie (przynajmniej tak to wygląda latem), nam udało wbić się na ten sam dzień, którego się zapisywałyśmy, naszym przewodnikiem był Ben (pamiętam dokładnie, bo Anglicy zażartowali z jego wzrostu i przekornie nazwali Big Benem). Bilety wstępu są bezpłatne. Szczegółowe informacje znajdziecie tutaj.
7. Muzeum Historii Kanady w Ottawie
Coś dla miłośników muzeów i historii. Od Indian i Eskimosów po czasy najnowsze. Moim zdaniem warto. A link do strony tutaj.
8. Amisze w Kitchener, prowincja Ontario – wisienka na torcie. Najbardziej niezwykłe, niewiarygodne spotkanie.
No może spotkanie,to za dużo powiedziane, bo po prostu ich podglądaliśmy. Szczerze mówiąc nie czułam się z tym dobrze, ale trudno było się oprzeć. Ich stroje zupełnie nie pasują do tej epoki, trudno uwierzyć, że oni naprawdę zupełnie rezygnują z osiągnięć cywilizacji – nie używają sprzętów elektronicznych, zamiast samochodami poruszają się bryczkami zaprzężonymi w konie (wszystkie bryczki wyposażone w trójkąty bezpieczeństwa z tyłu), a wszystko to tuż obok wielkich nowoczesnych miast.