Czy Wy też pamiętacie swoje pierwsze w życiu wyrzuty sumienia?
Nie lubię kłamać i rzadko to robię, może dlatego pamiętam tak dokładnie.
Miałam wtedy kilka lat, ale już tyle, żeby chodzić do podstawówki. W bibliotece szkolnej był taki zwyczaj, że kiedy się książkę oddawało, trzeba było pokazać Pani obrazek, który się namalowało w specjalnym zeszyciku, który miało każde dziecko.
Podejrzewam,że pomysł narodził się po to, żeby zachęcić dzieci do czytania. Żadnej Dorosłej Pani w głowie się nie mieściło, że jakieś dziecko może lubić czytać a nie lubić malować. Ja byłam takim (niewziętym pod uwagę) dzieckiem.
Mam teorię, że niechęć do malunków wyniosłam z przedszkola. (Pewnego razu naszą pracą domową [a może to była pierwsza klasa] było narysowanie Papieża. Mój rysunek był zdecydowanie najbrzydszy [potwierdzam to również po zbadaniu sprawy dorosłym okiem dwudziestoparolatki]. Wiadomo, każdy Papież był inny [chociaż każdy był „Nasz”], ale każdy [poza moim] narysowany ręką dorosłego [co widać było gołym okiem]. Mój zezowaty, chudy,wysoki, kolorowy Papież stał się przedmiotem drwin, a razem z nim i ja.Nietrudno chyba zrozumieć, że nieprędko odważyłam się pokazywać swoje rysunki światu.)
Więc, kiedy któregoś razu musiałam oddać książkę o Marku do biblioteki, uknułam spisek…
-Zapomniałam zeszytu…- wymamrotałam podsuwając Pani książkę o Marku pod nos.
-Ale w domu masz zeszyt?
– Tak.(Oczywiście, że miałam, sama go tam przecież specjalnie zostawiła).
-A w zeszycie masz obrazek?
…-no…. Hmmm… -TAK.
To było najbardziej kłamliwe TAK w moim życiu. A potem… Była zbrodnia, musiała być kara. Sumienie męczyło mnie strasznie dniem i nocą… Co prawda, nie byłam pewna co to za uczucie, bo nigdy wcześniej wyrzutów sumienia nie miałam, ale intuicyjnie czułam, że to to. Podpytałam mamy i wątpliwości zostały rozwiane.
-Mam wyrzuty sumienia (przyznałam sama przed sobą w myślach).